Galeria Pod Chmurką / Open Air Gallery

wtorek, 22 stycznia 2013

Opowieść o dziadkach moich...

Dom ustawiony przy drodze, otaczano płotem. W płocie brama wjazdowa, zwykle cofnięta względem ulicy tak, by uczynił się wjazd dogodny dla wozu, co pełnym latem, sianem po brzegi wyładowany. Często sąsiedzi swoje bramy sytuowali obok siebie, dzięki czemu wjazd stawał się wygodniejszy i nawet kiedy konie dęba stawały w niepokoju, to i tak dawały radę.
W "przejeździe" tuż pod płotem ustawiano ławeczki. Takie małe, dwa obce pośladki mieszczące. Latem bujną zielenią zarosłe, czarne od deszczu i słońca, z siedziskiem od koślawości nóg pochyłym.

Zwykle wysiadywali na nich dziadkowie starzy, nic już do roboty nie mający w zagrodzie. Dziadki bezzębne, w pożółkłych od słońca, nigdy nie pranych kaszkietach. W parach, po sąsiedzku, pośladkami złączeni na  koślawości pochyłej, co jak i oni, do ziemi ma z każdym rokiem bliżej. Oddający się nieustannej obserwacji. W oparach dymu papierosów skręconych tak, że pół machorki na kolanach, osiągali taki poziom medytacji, o jakim my śnić już tylko możemy.

Siadam na ławce. Chłód wieczorny nadciąga. Od sadu malinówką pachnie. Wdycham powietrze nasiąknięte piskiem dzieciaków. Dziadek z młyna jeszcze nie wrócił. Pradziadek Jan siada obok. W rękach wiązka rumianku. Nim spać się położy, zgrabiałymi od starości paluchami oddzieli kwiaty od łodyg i dosypie do suszącej się na strychu sterty złotych serduszek...

2 komentarze: